Adwokatura powiatowa czy metropolitarna

Już Karol Marks klasyk materializmu historycznego wymyślił pojęcia klasa w sobie i klasa dla siebie – klasa dla siebie to taka klasa, która jest zainteresowana tylko własnymi problemami i klasyfikowanie jej z punktu widzenia społecznego jest wyłącznie statystyczne jako podgrupy społecznej, zaś klasa w sobie to taka, która ma wspólne interesy, przedstawia je na zewnątrz, ale oprócz tego widzi dobro ogólne.

Nadchodzi kolejny zjazd adwokatury i ponownie zetrą się dwa poglądy na jej przyszłość. Dwie podstawowe kwestie zawsze będą nurtować tych, co czują samorząd i myślą o przyszłości następnych w tym samorządzie pokoleniach – czy ma być jedna korporacja prawników wykonujących praktyczny i użyteczny dla społeczeństwa zawód prawnika, czy też nadal mają być dwa samorządy, które ze sobą konkurują w zasadzie tylko dlatego, że mają własne władze i jedni z nich chcą mieć więcej uprawnień, a drudzy chcą tych pierwszych ograniczyć oraz to, jakie mają być silne struktury samorządu.

Pierwszą z tych kwestii zajmować się nie ma sensu, ponieważ obie korporacje nie dojrzały jeszcze do połączenia, chociaż dawno powinny to zrobić, natomiast nie można zaakceptować tego, aby wbrew zasadom wynikającym z Konstytucji można było urzędniczo zadekretować połączenie zawodów. Wobec tego skoro już jesteśmy rozdrobnieni jako prawnicy i per saldo mamy znacznie mniejszą siłę nacisku niż gdybyśmy byli jedną korporacją, to przynajmniej dbajmy o to, aby ta, w której się znajdujemy, miała jakiekolwiek znaczenie w społeczeństwie.

W XIX wieku do którego niejednokrotnie w historii adwokatury się odwołujemy, jako do złotego wieku adwokatury europejskiej - w parlamentach państw, które funkcjonowały w środkowej Europie przy braku nawet naszej tożsamości państwowej, znaczna większość parlamentarzystów parlamentów austriackiego, niemieckiego i rosyjskiego, to byli adwokaci, wręcz adwokaci polscy.

Jak dzisiaj ta sytuacja wygląda?

W polskim parlamencie jest kilku adwokatów i każdy z nich, choć nie wstydzi się tytułu zawodowego, to dawno przestał mieć jakikolwiek związek z własnym środowiskiem korporacyjnym, jest po prostu politykiem, tam realizuje swoje zamierzenia i zainteresowania, najczęściej tracąc nawet z pola widzenia interesy swojego poprzedniego środowiska. Adwokaci już nie istnieją niemalże w Trybunale Konstytucyjnym, brak byłych adwokatów w Sądzie Najwyższym, a chociaż po transformacji ustrojowej mówiło się o „koronie zawodów” oraz o naturalnym przepływie adwokatów do sądów, to już przecież o tym zapomnieliśmy jako o rzeczy realnej. Marzy mi się, może nie XIX-wieczna adwokatura, ale przynajmniej na tyle silna, aby - nie tylko przy procesach legislacyjnych dotyczących samej adwokatury, bo i tu o zdanie nas niemal nie pytają – wyrażała swoje poglądy w kwestiach istotnych społecznie, była z uwagą wysłuchiwana, nie lekceważona, zaś poglądy jej były na tyle ważkie i doceniane, iż administracja z konieczności zawsze upolityczniona, musiała się nimi liczyć.

Po dojściu do władzy I sekretarza towarzysza Edwarda Gierka w 1970 roku, znalazł on fantastyczny sposób na zmarginalizowanie „baronów” w przyszłości mogących zagrozić jego pozycji - stworzył on 49 województw i odpowiadających im struktur partyjnych po to, aby żaden z sekretarzy wojewódzkich nie miał poważniejszego znaczenia. Ta metoda rozwarstwienia niebezpiecznych dla władzy zagrożeń personalnych, przynosiła określone skutki przez wiele lat. Adwokatura wówczas była asertywną i niedostosowała się do podziału administracyjnego państwa, tworząc dwukrotnie mniej izb niż było województw, obecnie województw jest 16, sądów apelacyjnych jeszcze mniej, a izb adwokackich niemalże bez liku.

Jakie znaczenie ma samorząd terytorialny w terenie, jeśli izba obejmuje kilka gmin, bądź kilka powiatów, a centrum działalności kilkudziesięcioosobowej izby adwokackiej to miasto powiatowe – kto się z takim samorządem w ogóle liczy? Nie wspomnę już o logistyce działań samorządu, organizowaniu samokształcenia adwokatów, tworzeniu fundacji, a przede wszystkim szkolenia przyszłych pokoleń adwokackich w ramach aplikacji. Jakie są możliwości takiej izby tworzenia kancelarii patronackich dla wzrastających w postępie geometrycznym aplikantów, aplikanci albo nie mają patronów, albo też jeśli mają, to wyłącznie niemalże w kancelariach zajmujących się obsługa podmiotów gospodarczych, gdzie pełnią rolę urzędników nie ucząc się praktycznej nauki zawodu, nie mówiąc już o zasadach etyki. Nie wiem, czy remedium na wszystkie bolączki adwokatury będzie zmiana jej struktur izbowych, ale jest to pierwszy krok, który powinniśmy uczynić jeśli chcemy, aby prestiż zawodu adwokata i wartość jej samorządu zaczęły się ponownie liczyć. Zdaję sobie sprawę z tego, choć pogląd ten reprezentuję już od 20-tu lat, iż na skutek parytetów zapisanych w ustawie i regulaminach Krajowego Zjazdu Adwokatury – znowu się z tym nie przebiję, bo przecież lepiej być „dużą rybą w małym stawie” niż odwrotnie, a większość delegatów zainteresowana jest tym, aby nic nie zmieniać i trwać w tym marazmie przez dalsze kadencje samorządu, bo może się to uda.

adw. Włodzimierz Łyczywek, wrzesień 2010