Czy aby to czwarta władza?

Wydarzeniem ostatnich dni – będącym w mediach tylko trochę niżej za wydarzeniami w Madrycie 11 marca 2004r. , a już porównywalnym z przewidywaną zmianą Rządu RP, stał się casus redaktora Andrzeja Marka z „Wiadomości Polickich”. Na kanwie tego szumu medialnego należy zastanowić się, czy solidarność dziennikarska – to znamię ochrony ich interesów, czy też kształtowanie postaw społecznych, szczególnie w obliczu styku mediów z wymiarem sprawiedliwości.

Żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku wielki filozof Charles Louis Montesqieu, zresztą zarówno, adwokat jak i sędzia, w swoim „Duchu praw”, stworzył podwaliny dzisiejszego konstytucjonalizmu, uznając że Państwo to umowa społeczna, zawarta przez ludzi w celu obrony ich interesów - choćby grupowo były one sprzeczne z sobą. Stworzenie zasady trójpodziału władz wg Monteskiusza miało na celu zarówno rozdzielenie kompetencji władz ustawodawczych, wykonawczych i sądowniczych, jak i stworzenie gwarancji doktrynalnych, tak aby niemożliwa była wzajemna ingerencja w sferach pełnienia swoich funkcji publicznych przez te władze. Na tej fundamentalnej zasadzie od XVIII wieku opierają się wszystkie nowożytne stosunki prawno-publiczne w cywilizowanych państwach i nikt przy zdrowych zmysłach zasad tych nie podważa.

W niedalekiej przeszłości ukuto już termin „czwarta władza”, który to termin dotyczy mediów, jakimi jest prasa, radio i telewizja i oczywistym jest, ze termin ten nawiązuje do trójpodziału władz Monteskiusza, choć ten ostatni tej władzy jeszcze nie brał pod uwagę mimo, iż historia prasy była wcześniejsza, bo już także XVII-wieczna. W drugiej połowie XX wieku rola mediów stałą się rolą dominującą w społeczeństwie. Obecnie gdy dane statystyczne mówią o tym, iż 98% rodzin posiada już odbiorniki radiowe i telewizyjne, a niektóre tytuły prasowe istniejące wyłącznie dzięki reklamie produktów i usługodawców, są rozdawane za darmo – to przecież truizm.

Media zatem mogą kształtować postawy społeczne, poglądy polityczne, poszanowanie dla prawa – mogą te wszystkie postawy ludzkie kreować w sposób pożądany społecznie, bądź też w taki sposób, który jest ewidentnie niepożądany. Rzeczą jest zupełnie jasną, że wpływ mediów na władzę ustawodawczą i wykonawczą jest kolosalny. Dość przypomnieć, że zdecydowany atak medialny może wywołać wpływ na władzę ustawodawczą w formie zawieszającej bądź tez niweczącej prace Parlamentu nad projektami ustaw (choćby ten ostatni projekt o mediach związany z aferą Rywina), a władza wykonawcza tak najwyższych szczebli jak i samorządowa, jest wręcz uzależniona od pochlebnych ocen bądź krytyki mediów i te media w sposób zamierzony, bądź też nie, kreują politykę władzy wykonawczej.

Do casusu Andrzeja Marka, nie było wszakże próby sił pomiędzy mediami, a władzą sądowniczą. Precyzyjnie rozgraniczając według Monteskiusza władze wykonawczą od władzy sądowniczej, zauważyć należy, że wpływ na organy wymiaru sprawiedliwości, nie będące wszakże władzą sądowniczą, media już od dawna mają. – jedne artykuł w Newsweek`u powoduje całkowicie zamknięcie działalności giełdy, w sytuacji gdy przez wiele lat wszyscy „przymykają oko” na prawne aspekty jej funkcjonowania, ale po materiale prasowym poczynania policji stawiają pod znakiem zapytania istnienie nie tylko zinstytucjonalizowanej działalności popieranej przez organy samorządowe, ale także byt kilku tysięcy osób związanej z istnieniem tej giełdy. W spektakularnych sprawach związanych z protestami pracowniczymi zdarza się, że organy wymiaru sprawiedliwości „podkręcane” dzień w dzień przez media , szukają za wszelką cenę winnych i tylko po to, aby spacyfikować nastroje społeczne, a jednocześnie zakończyć krytykę – tak wydaje się być w przypadku protestów stoczniowych.

Sądów frontalnie dotychczas nikt nie ruszył, czy sprawa redaktora Andrzeja Marka to próba sił, i w które miejsce w trójpodziale władz Monteskiusza chcą wejść media.

Nie znam stanu faktycznego, ani ocen prawnych związanych z prawomocnym wyrokiem w sprawie Pana Andrzeja Marka i nie zamierzam się do tego w żadnym wypadku odnosić – Sądy RP dwuinstancyjnie sprawę te rozstrzygnęły, a zatem nie ma o czym mówić. Czy wyroki sądów obu instancji , są trafne czy nie, to pytanie takie samo można zadać tak w przypadku skazanego prawomocnie dziennikarza, jak i każdego innego skazanego, wówczas gdy wyroki sądów nie są akceptowane, np. przez rodzinę skazanego, czy inny krąg osób oceniających. Niebezpieczeństwo polemiki medialnej leży w czym innym: niemalże wszyscy dziennikarze i to o znanych nazwiskach (Waldemar Milewicz z TVP, czy Antoni Podemski) kwestionują prawo sądów do wydawania wyroków przewidzianych przez prawo w stosunku do dziennikarzy, którzy przecież nie posiadają żadnego immunitetu, który by ich chronił przed odpowiedzialnością, tak jakby byli wybrana grupą społeczną, ci sami dziennikarze zapowiadają dalsze protesty w obronie swojego współtowarzysza w przypadku, gdy sądy nie ustąpią i nie cofną wyroku, choć to przecież niemożliwe, a ponadto byłby to koniec świata, sam skazany widząc hucpę stworzoną przez media, pozwala sobie na niestosowną krytykę wymiaru sprawiedliwości i te jego wypowiedzi zamieszczane są w wielu publikatorach, narażając przecież na szwank zarówno pozycję sądownictwa, jak i spokój wymagany przy orzekaniu.

Jak dalece jest wielka siła oddziaływania publikatorów, to zauważyć też można po informacjach związanych z wniesieniem kasacji przez Rzecznika Praw Obywatelskich (takiej ekspresowej kasacji jeszcze nie widziałem), z wyznaczeniem terminu rozprawy kasacyjnej (tak szybkiego terminu też jeszcze nie widziałem), jak i z oświadczeniami Prezydenta RP, które o ile nie są przekręcone w prasie, zapowiadają ułaskawienie skazanego, bez względu na wynik postępowania kasacyjnego. Sąd wszakże nie może się ugiąć, bo nie ma ani sposobu na „zlikwidowanie” prawomocnego wyroku skazującego, ani też prawa do tego, aby zniweczyć poczucie równości wobec prawa obywateli i poszanowania zarówno prawa jak i samego siebie.

Szanuję bardzo zawód dziennikarza, który poniekąd i sam wykonywałem, prawo do krytyki wszakże zagwarantowane Konstytucją RP dla dziennikarzy, w żadnym zakresie nie uchyla przepisów kodeksu karnego o pomówieniu i zniesławieniu, a wręcz przeciwnie - przestępstwo to posiada postać kwalifikowaną, znacznie surowiej karaną wówczas, gdy jest popełnione drogą medialną. Dziennikarze muszą sobie zdać z tego sprawę, że ich ambicje zawodowe i chęć zdobycia pozycji w środowisku, jak i dobrego nazwiska w społeczeństwie, nie zawsze musi być równoznaczne z przekraczaniem dozwolonych prawem granic krytyki. Osoba pomówiona w artykule prasowym, jest w znacznie trudniejszej sytuacji niż oplotkowana np. w miejscu pracy, czy w towarzystwie znajomych, bo dociera ten fałsz do nieokreślonej liczby osób i wcale nie wiadomo, czy nawet zamieszczone sprostowanie przywróci dobre imię osoby raz pomówionej.

Osoba , której dobra osobiste naruszono w artykule prasowym ma do wyboru dochodzenie roszczeń o ochronę dóbr osobistych zarówno na podstawie przepisów prawa cywilnego, jak i prawa prasowego, albo też oskarżenie dziennikarza o zniesławienie. Każda z tych dróg jest drogą wyboistą. Zdarza się, i to wcale nie rzadko, że media odmawiają zamieszczenia sprostowania, a na skutek wyroku nakazującego zamieszczenie tego sprostowania, finalizują je po wielu latach, jakiż to ma sens dla osoby zniesławionej? Ochrona dóbr osobistych to najczęściej, szczególnie dla osoby publicznej, kwestia czasu - pomówienie dokonane np. przed wyborami (pomijając już szczególny tryb rozpoznania tego typu spraw) jeśli jest przedmiotem rozpoznania sądowego, to może skończyć się po kilku latach, a wówczas tak jak w jednym przypadku, pomawiany Prezydent jednego z miast województwa zachodniopomorskiego, uzyskał satysfakcję od pomawianego, który jako dziennikarz i wydawca został następca tego Prezydenta, a przeprosiny złożył po wielu latach, kiedy sam Prezydentem już nie był.

Pan Andrzej Marek nie cierpi, jak solidarnie podnosi to prasa, za swoje prawo do wolności słowa, a ma to na co zasłużył, za lekceważenie , nieposzanowanie prawomocnego wyroku, bo przecież Sąd mu tylko nakazał przeprosić pokrzywdzonego – jeśli tego nie chciał zrobić, to powinien, nie w sposób pozorowany i w świetle kamer i w towarzystwie tych wszystkich innych dziennikarzy, którzy nawet siedzieli w klatce - pójść po prostu odbyć karę.

W dawnych dziejach prasy była instytucja redaktora odpowiedzialnego, było to taki dziennikarz, który siedział w więzieniu za redaktora naczelnego, bądź też innego dziennikarza i to było jego wyłącznym zadaniem w gazecie, w której był zatrudniony – nikt wówczas nie ośmielił się kwestionować wyroków wydanych przez Sąd na dziennikarza.

adw. Włodzimierz Łyczywek, marzec 2004